Jak chyba każdy kto posiada PS5 dłużej niż kilka miesięcy ja również przeszedłem tę grę i zachwycam się ze wszystkimi. Zajebista platformówka, z fajnym humorem, słodkimi robocikami, pięknym światem i przyjemną muzyczką. Nie pałam zbytnią miłością do marki PlayStation, od dziecka zawsze byłem pecetowcem, więc w teorii ten cały zbierany sprzęt i nawiązania powinny mi być obojętne, a i tak miałem z poznawania tego dużą frajdę i potem szukałem samemu w internecie informacji na temat. Tak się zdobywa fanów! I roboty przebrane za różne kultowe postacie są super, myślałem, że będą się skupiać na takich do których prawa ma Sony, a jest tu cała masa nawiązań do gier Capcomu, Eidosu, Konami i innych. Widać, że zrobione jest to wszystko z sercem, a nie tylko dla zielonych, by zareklamować wyłącznie swoje marki. Jedyne z czym będę trochę "pod prąd" w opinii o tej grze to DualSense - no nawet tutaj nie robi mi on zupełnie różnicy i jak dla mnie to jego wykorzystanie to są bardziej gimmicki wsadzane na siłę, by pokazać jaki to on nie jest zajebisty, niż coś co by miało ulepszać rozgrywkę. A czasami nawet moim zdaniem on przeszkadza, bo wolałbym robić coś normalnie przyciskami i analogiem, a nie gibać się jak małpa na lewo i prawo albo miziać palcem po touchpadzie, by jechać kulką do przodu. No nie mam 5 lat by mi to imponowało, sory. :D Ale tak ogólnie - świetna rzecz, mam nadzieję, że zrobią kiedyś pełnoprawną grę tego typu, tak po prostu, a nie tylko by zaprezentować możliwości jakiegoś sprzętu.

Świetny początek serii. Takie sobie strzelanie i mała liczba znaczących wyborów odchodzą na boczny tor przy tak znakomitej fabule, postaciach i świecie. W Legendary Edition poprawili niewiele, ale gra sama z siebie nadal ma miejsca gdzie prezentuje się pięknie ze względu na artstyle i projekt lokacji (ciężko mi wskazać co w ogóle znaczącego zmienili, ale porównuję tylko ze wspomnieniami sprzed wielu lat). Trafiłem nawet na kilka bugów obecnych w tej grze od dnia premiery... Ale to nic, zwiedzanie tego świata, czytanie lore i rozmowy z postaciami to czysty miód. I choć nie powiem, żebym je lubił, to samo strzelanie nie jest moim zdaniem tak złe jaką ma reputację, jest płaskie i trochę pokraczne jest to “rzucanie czarów” (biotyka) i komend, ale nie jest to coś przez co miałbym porzucić tak dobrą grę. I ja nawet jestem fanem Mako na którego wszyscy tak narzekali! Wolę pojeździć na pustej (ale klimatycznej) planecie przy świetnej muzyce odkrywając kilka minerałów i artefaktów pomiędzy questami, niż spędzić wiele godzin na zbieraniu jakiegoś badziewia w open worldzie wypełnionym kropkami. Pojazd mógłby być trochę szybszy i mieć bardziej dopracowaną fizykę (raz się wywróciłem tak, że nie mogłem się ruszyć i musiał być restart) ale ogólnie to mocno żałuję, że nie ma go w kolejnych dwóch częściach. Może dla niego kiedyś zainstaluję Androbiedę? :D No ok, no i przyznam, że niektóre lokacje mogłyby być żywsze, nowo odkryte i nie nadające się do zamieszkania planety jeszcze rozumiem w takiej konwencji, ale czasami nawet mamy informację, że gdzieś mieszka tysiące ludzi (czy obcych), a tam pustynia. Tutaj widać chyba chęć jak najszybszego wyplucia gry na rynek i cięcia budżetowe, bo nie wierzę, że w tamtych latach Xbox 360 nie wytrzymałby jakiegoś miasta dostrzeganego w oddali i paru więcej budynków, które można zwiedzić, a tylko tego moim zdaniem potrzeba do pełni szczęścia. Czasami tylko można wejść do jakiejś bazy, ale tutaj również widać mocny recykling i pustkę. Ale to wszystko tylko małe potknięcia, ogólnie jestem cholernie zadowolony z tego przejścia i tym razem na pewno zaliczę całą trylogię (nigdy nie grałem w dwójkę i trójkę).
Plusy i minusy:
+ lore, świat, różne rasy i świetne postacie
+ bardzo dobry dubbing, jest tu cała masa znakomitych aktorów głosowych (Keith David ♥)
+ fantastyczny soundtrack, dobrze buduje klimat i idealnie pasuje do SciFi
+ nasi towarzysze, niemal wszyscy są “jacyś”, mają dobrze nakreślony charakter i bardzo ich lubię (oprócz Kaidana)
+ artstyle, projekt lokacji, kombinezonów, broni, Normandii, wszystko wygląda pięknie i pasuje
+ poczucie badania kosmosu, przeglądanie planet obecnych w różnych układach i informacji na ich temat
+ grafika moim zdaniem daje radę, przeważnie jest ładnie, czasami tylko jakaś twarz czy tekstura zaskoczy znienacka swoją brzydotą
+ / - zwiedzanie planet Mako jest całkiem przyjemne, jednak są one trochę za puste
- walka co najwyżej “ujdzie”. Strzelanie jest płaskie, a wydawanie poleceń niewygodne.
- obce rasy występują w tylko jednej płci, u niektórych ma to sens i jest wytłumaczone, ale w większości to chyba wynika z oszczędności, by nie musieć robić nowego modelu postaci
- mała nieliniowość jak na erpega, bardzo często w dialogach mamy do wyboru 3 dokładnie te same kwestie, tylko wypowiedziane nieco innym tonem (a czasem nawet te wszystkie 3 kwestie mają jedną wspólną linię nagraną)
- wybór klasy i umiejętności nie ma za bardzo znaczenia (odrobinę żałowałem tylko, że nie grałem żołnierzem, bo tylko on może nosić cięższe pancerze
- mało questów pobocznych dotyczących naszej ekipy czy chociaż takich, w których ktoś z nich miałby coś do powiedzenia
- czasami długie, niezręczne pauzy, które psują flow dialogów
- spam przedmiotami, zbieramy mnóstwo niepotrzebnego śmiecia
- okropne spolszczenie, zmiana charakteru niektórych postaci i wsadzone nawiązania, których nie ma w oryginale (a wybierając oryginalny dubbing mamy oczywiście tylko to co mówią w polskiej wersji, nie robili specjalnie napisów pod angielskie głosy)

2021

Platformówka 3D w stylu Rime i Journey, tylko jeszcze bardziej niskobudżetowa, bo autorstwa jednej osoby (z tego co rozumiem sam zrobił wszystko oprócz muzyki - ogromny szacun). Graficznie całkiem ładna jak na swoją prostotę, fajne oświetlenie dobrze przykrywa to jak mało szczegółów ma wszystko, ale czego niestety tutaj mocno brakuje, to płynne poruszanie się postacią - animacje są brzydkie, a sterowanie toporne, różne ruchy sprawiają wrażenie "rwania się", które dodatkowo potęguje słaby poziom techniczny produkcji. Na XSX bez względu na ustawienia ciągle miałem wrażenie jakby ilość klatek nie zgadzała się z odświeżaniem TV, ale 60fps chyba trzymało. Może podobny przypadek jak Bloodborne na ps4 (frame pacing)? Na początku sam gameplay i zagadki wydawały mi się tak proste, że aż nudne, ale z czasem dochodzi parę mechanik, które nieco wszystko urozmaicają. Szczątkowa fabuła i przesłanie całej historii niezbyt przypadły mi do gustu, wpisy w dzienniku były nieciekawe i w połowie domyśliłem się co będzie na końcu, a głębsze analizowanie tego nie ma moim zdaniem sensu. Kłóci się z tym muzyka, która choć nie jest zła, to gra mocno na jedno kopyto, co chwilę są takie podniosłe chórki jakby działo się coś niesamowitego, a nic takiego nie ma miejsca. Ale jednak do końca utrzymywała mnie fajna konstrukcja świata, takie małe open worldy, które się bardzo szybko i przyjemnie kończy na 100% przed przejściem do kolejnego. Zbierzesz kilka pierdół, coś pokombinujesz, pozwiedzasz i pyk. No i długość całej przygody, bo zajęła mi tylko około 4h (a innym może zająć i 3). Jak ktoś nie chce się brać za kolejny tytuł na kilkadziesiąt godzin to polecam sprawdzić. Dodatkowy plus dla zbierających punkciki - na Xboksie lecą duże osiągnięcia za mało roboty.

Gra logiczno-zręcznościowa o kulce energii potrafiącej zmieniać swój stan pomiędzy kamieniem, ogniem, kostką lodu i bąblem powietrza, dzięki czemu np. po rozpędzeniu się jako kostka lodu nie stracimy tak prędkości ślizgając się i wyżej się wybijemy ze skarpy, albo jako bąbel powietrza unosimy się w górę, gdy lecimy nad gorącą powierzchnią itd. Prócz tego nie mamy żadnego innego wpływu na postać, jedyne co nas posuwa do przodu do pęd nabrany dzięki tym zmianom w odpowiednim momencie. To całkiem fajny pomysł na rozgrywkę, fizyka tego wszystkiego działa i rozwiązywanie problemów w ten sposób daje satysfakcję, ale brakuje w tym jakiegoś większego celu i urozmaicenia, a artsy-fartsy filmiki pomiędzy poziomami nie znaczą kompletnie nic i są dodane na siłę, tak samo jak nibyśmieszne nawiązania do popkultury, z którymi czasami wyskakuje nasz główny bohater (o ile w ogóle można tę kulkę tak nazwać). Do tego czasami gra łamie zasady, które sama ustanowiła i np. odrobinę inaczej wyglądająca lawa już nas nie unosi w górę, co strasznie irytuje gdy się o tym zapomni. Poziomem trudności gra bardzo by mi pasowała (bo jest dość trudno), gdyby nie to, że od razu można poznać rozwiązanie wszystkiego po wciśnięciu lewego triggera. Wtedy zobaczymy "duszka" z prawidłową trasą do pokonania przeszkód. Dopóki gdzieś nie utknąłem na dłużej niż pół godziny to tego specjalnie nie używałem, ale czasami wciskałem to przypadkowo spoilerując sobie wszystko, a to mocno odbiera całą radochę. Jedyne co bez zastrzeżeń mogę pochwalić to artstyle i muzyka, nie jest to to może w tych kategoriach nic wybitnego, ale też niczym nie razi, całkiem przyjemne dla oka i ucha. To jednak za mało bym mógł tego indyka komukolwiek polecić.

Śmieszna platformówko-przygodówka o czerwonej kulce wychodzącej po wieloletnim śnie z jaskini i pomagającej pobliskim mieszkańcom w ich wszelakich problemach. Idealny przerywnik pomiędzy większymi tytułami. Gra zabawna, krótka (~4 godziny moim wolnym tempem), ładna (trochę dziecięca grafika, taka kolorowanka zmieszana z paintem, ma to swój urok i styl) i ciepła. Gameplayowo nic szczególnego, ale też żaden element nie był na tyle słaby by mnie jakoś wkurzyć czy znudzić. A nawet jeśli się zdarzy, to wystarczy przebrnąć przez coś kolejne 15 minut i już dostajemy kolejny fajny dialog i inny rodzaj zadania. (Dla mnie chyba najgorsze były walki z bossami, ale w takiej formie to naprawdę żaden minus.) Gorąco polecam, takie indyki mogę zjadać co miesiąc!
A, i dodatkowy potencjalny plus, którego nie sprawdzałem, ale może kogoś zainteresuje - jest coop dla dwóch graczy, co w połączeniu z łagodnym humorem, kolorową grafiką i ogólną prostotą może zrobić z tego idealny tytuł dla rodziców z dziećmi. Jak ktoś szuka czegoś takiego to dodatkowy powód by sprawdzić.

Tytuł przede wszystkim słaby gameplayowo, co twórcy próbują nadrobić scenariuszem i humorem, ale niestety nawet to nie do końca się udało. O ile żarty nie muszą wszystkie trafiać, bo przy takiej ich liczbie nawet jeśli tylko 1/3 się uda to uznaję je za plus, to fabuły i postaci w wielu momentach miałem serdecznie dość. Częsta drama na siłę, sztampa, emocjonalna taniocha i narracja, która nie zawsze współgra z dokonanymi przez nas wyborami mnie wkurzały. Do tego srogie techniczne niedopracowanie, przenikające tekstury, teleportujące się postacie, wpadanie pod mapę i inne bugi mogę przełknąć, ale tak (nie)działający system dialogów jak tutaj to kompletna porażka. Non stop zdania są urywane w połowie i zaczynane kolejne, co przerabia wypowiadane kwestie w bełkot oraz karze gracza za eksplorację i granie normalnym tempem, bo robiąc o krok za daleko co rusz się odpala kolejny skrypt. A przy tak miałkiej walce to przede wszystkim dla nich w ogóle grałem w tę grę! Nad muzyką widziałem sporo zachwytów, ale mi taka zwykła kasa rzucona w monitor z wyświetloną listą największych kawałków lat 80 zupełnie nie robi, taki "soundtrack" to każdy z budżetem może kupić i nie wymaga to żadnego talentu, wiedzy czy wirtuozerii. Wystarczy wejść na spotifaja i wcisnąć "shuffle" na odpowiedniej playliście. Już ścieżkę z filmów Marvela doceniam bardziej, bo tam chociaż wyciągnęli nieco mniej znane kawałki z tego okresu i po premierze w kinach zyskały one drugie życie. Do tego instrumentalna ścieżka to takie typowe podniosłe "superhero music", które słyszeliśmy już dziesiątki razy. Ale jest jeden aspekt, który mocno ratuje muzykę w tej grze - Starl-Lord Band, czyli album nagrany współcześnie jako fikcyjny zespół z lat 80, którego fanem jest główny bohater. TO jest właśnie nowe i pomysłowe, takie rzeczy naprawdę doceniam. No i pomaga oczywiście, że tego rocka się naprawdę miło słucha. ;) Pochwalę jeszcze bardzo ładne lokacje, choć niestety są mocno ograniczone i pełne niewidzialnych ścian i nie zawsze jest czytelne gdzie możemy stanąć, a co jest tylko "tłem", to jest tu na czym zawiesić oko i dobrze się je zwiedza. I bardzo lubię wszelkie huby do których wracamy pomiędzy misjami, dlatego fragmenty na statku, ze szwędaniem się po nim i rozmowami postaci uznaję za jeden z najlepszych elementów tej gry. Z minusów jeszcze muszę wymienić drętwe animacje (szczególnie mimika Quilla mi nie pasowała), design wrogów (czasami woła o pomstę do nieba, walczymy tu ze skaczącymi kulkami, kwadratowymi galaretkami, włochatymi glizdami... Rozumiem oszczędności, ale żeby aż tak?) ciągły hałas (wypadałoby czasami odpocząć od tekstów wyrzucanych jak z karabinu maszynowego i darcia ryja, ale nie było mi tu dane) i już o tym wspomniałem ale jeszcze raz powiem: WALKA. No strzelanie w tej grze po prostu ssie, wydawanie komend drużynie nie ma w sobie za grosz taktyki, a "zbiórka" by zainspirować na nowo ekipę do walki fajnie brzmi w teorii, ale wypada głupio i niezręcznie. Podsumowując: tragedii nie ma, poprawna rozrywka, ale trochę zawód. Typowy Marvel.

Platformowa strzelanka 2D z randomizowanymi levelami, która z każdym kolejnym runem odblokowuje nowych przeciwników, bronie i umiejętności. To jest najlepszy aspekt tej gry, bo z czasem okazuje się trochę głębsza niż się wydaje na początku. Ale to i tak za proste, za małe, za brzydkie bym komukolwiek tę grę polecił, nawet na Vitę. Może jakbym na moim Sony Ericsson 15 lat temu miał taką grę w kieszeni to byłbym zachwycony. Dodatkowy plus / minus w zależności od upodobań, w tle przygrywa nam dość agresywny dubstep. Mi nie przeszkadzał, ale też nie żeby się zbytnio podobał.

Gra o wciąganiu rzeczy do dziury. O ile gameplayowo szybko nudzi, to BARDZO ciągną ją do góry wszelkie gagi, żarty i dialogi, to dla nich warto moim zdaniem sięgnąć po ten tytuł, idealny na szybkie rozerwanie się i poprawę humoru. Grafika prosta, ale wszystko jest czytelne i przyjemne dla oka. Muzyka też jest ładna i lekka, nie wyobrażam sobie by takie fajne, spokojne brzdąkanie mogło kogokolwiek irytować. Polecam w krótkich sesjach, przejście zajmuje tylko około 3 godzin, ale i tak rozbiłem to na co najmniej 5 razy, by się nie zniechęcić rozgrywką.

Moje małe odkrycie tego roku. Włączyłem przypadkowo i na pierwszy rzut oka ta gra wydawała się kolejną pixelartową popierdółką, ale po daniu jej szansy świetnie bawiłem się przez kilkadziesiąt godzin. Gatunkowo można ją nazwać połączeniem tower defense z zarządzaniem wioską, naszym zadaniem tutaj jest budowanie umocnień, wież strażniczych, zatrudnianie rycerzy itd., byleby tylko królestwo się rozwijało i pokonało kolejną falę wrogów, którzy atakują co noc. Sterowanie i zasady działania świata są bajecznie łatwe, wszystko załatwiamy rzucaniem monetkami z naszej sakiewki, a i tak często gra zaskakuje jakimś fajnym nowym ulepszeniem czy mechaniką. I pomimo prostej, rozpikselowanej grafiki ma przepiękny artstyle, momentami wschód słońca z ładną muzyką potrafi zachwycić, albo czuć grozę gdy wchodzi złowieszcza nuta i niebo jest czerwone, bo wrogowie przypuszczają atak potężniejszy niż zwykle. Jedyny zawód - dodatkowa kampania w klimatach samurajskich to dokładnie to samo co podstawka, zmieniają się tylko skórki. Rycerze to teraz ninje, drzewa to bambusy, miecze to katany itd., ale wszystko działa tak samo. Dlatego choć grę cholernie polecam, to tylko na jednokrotne przejście, które zajmie jakieś 20 do 30 godzin, co uważam za idealną długość dobrego tytułu. Jeśli ktoś jednak jak ja, po zachwycie daniem głównym postanowi przejść również dodatkowe kampanie, to może się srogo zawieść. No chyba, że te nowsze DLC są lepsze, ich nie sprawdzałem bo zostałem zniechęcony "Shogunem".

Straszny przerost formy nad treścią. Słabe zarówno pod względem gameplayowym, jak i fabularnym. Przejście tej gry zajmuje tylko 3 godziny (na pewno da się w 2), a czuję jakbym spędził z nią 2x tyle. Po walking simach oczywiście nie ma co się spodziewać jakiejś frajdy wynikającej z mechanik, ale jak historia nie dowozi to całość nie nadaje się do niczego. Absolutnie odradzam tego artsy-fartsy crapa.
Plusy i minusy:
+ dwie całkiem ładnie przedstawione scenki, opowieść z fabryką konserw i z bobasem w wannie
- idiotycznie prosta historyjka, z puentą do rozgryzienia w połowie, mimo że gra i tak jest bardzo krótka
- nuda
- poziom techniczny na XSX, częste ścinki mimo brzydkiej grafiki

Hitman przerobiony na grę logiczną, całkiem dobrze się sprawdza w tej konwencji. Grę zacząłem na smartfonie, ale zmieniłem platformę, gdy sobie przypomniałem, że mam ją na Vicie i mogę tam wbić platynę. Zrobienie tego zajęło mi na oko jakieś 10 godzin, choć pewnie z oszukiwaniem poradnikami zajęłoby to góra 2, to nie żałuję spędzonego czasu. Najlepsza w krótkich sesjach na przenośnym sprzęcie, na pewno na "dużej" konsoli szybko by nudziła.
Plusy i minusy:
+ co chwilę wprowadzana jakaś nowa mechanika, inaczej poruszający się przeciwnik, rzecz do użycia w etapie itd. i to wszystko ma sens w kontekście uniwersum Hitmana
+ minimalistyczne, ale ładne poziomy, z małymi smaczkami tu i ówdzie
+/- w sam raz poziom trudności, choć czasami zbyt łatwo wpaść na rozwiązanie przypadkowo lub próbując wszystkich możliwości po kolei zamiast pomyśleć
- brakuje jakiejś historii czy dodatkowego urozmaicenia w gameplayu, może kupowanie ulepszeń, zarządzanie kryjówką czy coś
- muzyka to w kółko te same 3 nudne utwory

Choć Bad Company 2 wyszło tylko niecałe 2 lata po BC1, to jeśli chodzi o feeling strzelania i ogólnie biegania naszą postacią to tak jakby seria przeskoczyła generację. NARESZCIE da się w to w miarę normalnie grać bez frustracji z powodu przekombinowanego sterowania i ktoś ogrywający od kilkunastu lat różne FPSy nie powinien mieć z nim żadnego problemu. Pod pewnymi względami niestety kampania straciła pazura i jest bardziej ograniczona niż BC1 stąd niestety pomimo wielu ulepszeń nie jestem skłonny dać tej odsłonie wyższej oceny.
Plusy i minusy:
+ W sterowaniu nareszcie nastała cywilizacja! Nie różni się już one zbytnio od sposobu w jaki gra się w FPSy obecnie
+ Strzelanie ma przyjemnego kopa.
+ Nadal świetny dźwięk, wszelkie wybuchy, strzały, rozwałka brzmią bardzo dobrze (jak zawsze w Battlefieldach).
+ Duży i różnorodny arsenał.
+ Muzyka.
+ Fajnie wyglądające scenerie w śniegu i na pustyni.
+ Nadal fantastyczne niszczenie otoczenia, tego brakuje mi w dzisiejszych strzelankach najmocniej. Można tu wysadzić niemal każdą ścianę.
+ Lepszy model jazdy terenówkami, quadami, ciężarówkami itd.
- Fabuła to bardziej typowe amerykańskie zbawianie świata, choć żarty i niewybredne teksty nadal są obecne, to są stonowane i już trochę uleciał taki luzacki klimat grania grupką nieudaczników, którzy chcą jedynie przeżyć i mają gdzieś powierzoną im misję, jaki był w jedynce.
- Misje i miejscówki bardziej liniowe, więcej oskryptowanych fragmentów, już nie ma takiej wolności jaka była w BC1, trochę na siłę tutaj wszystko bardziej filmowe (pewnie z powodu sukcesu Call of Duty.
- Nie jest to aż taki problem jak w BC1, ale nadal zdarzają się frustrujące fragmenty gdzie giniemy szybką serią znikąd, wrogowie mają lasery w oczach.

Bloodline to krótka kampania fabularna (od 5 do 9 godzin, w zależności ile rzeczy pobocznych robimy), która dzieje się przed wydarzeniami z podstawki i gramy w niej Aidenem Pearcem i Wrenchem z poprzednich części. Kończąc WD1 nie sądziłem, że kiedykolwiek będę się cieszył na myśl o graniu tym mrukiem udającym Batmana w wersji noir, ale w porównaniu do noł-nejmów z podstawki ten nareszcie jest JAKIŚ. Ma normalny, pasujący voiceacting, ciekawy zestaw umiejętności, spójny wygląd, kwestie dialogowe mają sens itd. Ciężko mi stwierdzić na ile jest on faktycznie lepszy względem WD1, gdzie był strasznie wkurzający, a o ile to "zasługa" wszystkich npców, z którymi miało się do czynienia wcześniej i na ich tle każdy, kto nie wypadł z maszynki do losowania wyjdzie pozytywnie. A Wrench to nadal Wrench, ma trochę inny, ale równie fajny zestaw umiejętności i jest tym samym archetypem postaci co w 2, czyli luzacki haker z niewyparzoną gębą. Trochę byłem zawiedziony ich zderzeniem, liczyłem na więcej zabawnych dialogów wynikających z ich odmienności i ogólnie "lepszą chemię", ale i tak wrażenia ze śledzenia ich losów są dużo lepsze do głównej gry. Szkoda tylko, że to odgórne narzucenie postaci nie przełożyło się na lepszą mimikę i ogólnie twarze, bo te nadal czasami straszą swoją brzydotą.

Prócz Aidena i Wrencha, których również możemy użyć w głównej kampanii, season pass oferuje nam jeszcze 2 postacie, zbiegłą z więzienia Minę, na której Albion eksperymentował co dało jej nadnaturalne zdolności, oraz Darcy, jedną z ostatnich żywych członkiń z bractwa Asasynów. I o ile ta pierwsza postać i odpowiadająca jej misja nie powala, (umiejętność przejmowania kontroli nad cywilami działa jak chce i okazuje się mniej przydatna, niż sugerowałby jej opis, a misja to ten sam schemat co zawsze, tylko z nowymi cutscenkami pomiędzy), to ta druga była bardzo pozytywnym zaskoczeniem. Bo okazuje się, że ludzie odpowiadający za Legion bardziej rozumieją, na czym powinien polegać świat Asasynów niż ci, którzy je teraz tworzą! Mamy tutaj starożytną świątynie z zagadką do rozwiązania, skradanie się i eliminowanie celów w świetnym stylu niczym w starych częściach serii i to wszystko podkreślone (odrobinę przerobioną) ikoniczną ścieżką dźwiękową autorstwa Jespera Kyda. Żadnej otwartej walki, jazdy na wilku, strzelania fireballami i innych cudów-wianków. To wszystko trwa raptem ~40 minut, ale świetnie podkreśla to czym seria mogłaby być dzisiaj, a czym faktycznie się stała.

Ogólnie jeśli ktoś ma zamiar i tak zagrać w Legion to polecam wziąć też season passa, trochę "na osłodę" po biednym daniu głównym. Nie jest on wart obecnej ceny, ale jeśli ktoś trafi na niego za 40zł lub w pakiecie z podstawką niewiele dopłacając to moim zdaniem warto.

Najgorsza odsłona i tak już mocno krytykowanej serii. Choć architektura miasta nadal pozostaje lepsza niż w większości dzisiejszych open worldów, to pod tym względem ta gra zawiodła mnie najbardziej. Jest tu trochę ciekawych miejsc do pozwiedzania, ale niestety są one przykryte masą kolorowego ścierwa (drony, graffiti, blokady), bugów, problemów technicznych i misjami typu kopiuj wklej, a cywile nie zachowują się nawet w połowie tak dobrze jak w 1 i 2. Oryginalny pomysł z tym, że można grać "wszystkimi" jest idealnym przykładem powiedzenia "wide as an ocean and deep as a puddle".
Plusy i minusy:
+ w miarę przyjemna i działająca walka, zarówno wręcz jak i bronią palną.
+ nareszcie dobra muzyka w radiu, której da się słuchać! To zawsze był dla mnie duży problem serii.
+ duża liczba ciuchów w sklepach, bardzo fajnie można customizować swoich agentów, wybrać im fryzury, tatuaże itd.
+ kilka fajnych misji pobocznych z odbijaniem dzielnic.
+/- oryginalny pomysł z rekrutacją agentów Deadsecu na początku pozytywnie zaskakuje, ciekawe jest odkrywanie ich różnych cech i umiejętności, ale po kilkunastu godzinach staje się jasne, że to przez to wszystko jest tak płytkie.
+/- miasto nie jest takie złe, jak się na pierwszy rzut oka wydaje, ale nadal jest dużo mniej autentyczne i żywe od Chicago z 1 i San Francisco z 2.
+/- skradanie się to krok do przodu i dwa kroki wstecz. Nareszcie mamy możliwość chowania ciał (prymitywne, ale jednak), wiele różnych animacji likwidacji przeciwników od tyłu, skorzystania ze stroju strażnika (Hitman to to nie jest, ale zawsze coś), ale za to używanie osłon i hakowanie zostało znacznie okrojone, a AI jest jeszcze głupsze.
- oryginalny soundtrack taki sobie, raczej nikt nie będzie jego słuchał po skończeniu gry.
- brak rozwoju postaci, jakiego kogoś zrekrutujesz, takiego masz do końca gry. Zmieniać można jedynie ekwipunek.
- okropny voiceacting wszystkich agentów, bardzo często ich głos nie pasuje do wyglądu, brzmią jak opóźnieni i wkurzają swoimi ziomalskimi odzywkami i durnym akcentem. Później przy ich rekrutacji już nawet nie zwracałem tak uwagi na umiejętności, tylko na to by postać, którą mam zamiar grać brzmiała w miarę normalnie...
- zły wygląd i mimika postaci, dawno nie widziałem w tak świeżej grze tak brzydkich twarzy.
- cała warstwa techniczna, grafika, popup, bug na bugu itd.
- masa stereotypowych, sztucznie wciśniętych brytyjskich odzywek (bollocs, mate, bloody hell, aint it, bruv dodawane co drugie zdanie).
- nawiązania do realnej polityki subtelne jak uderzenia obuchem.
- model jazdy nadal zły jak w 1 i 2. Może trochę gorszy.
- recykling miejscówek i misji potrzebnych do rekrutacji członków ekipy.
- zbieranie kropek na mapie nie sprawia już wcale frajdy, sprawiają wrażenie rozrzuconych losowo po mapie śmieci.

Tetris to nigdy nie będzie zła gra, ale to co Tetris Effect dodaje od siebie nie usprawiedliwia zachwytów pod żadnym względem. Klocki spadają, kolorki się zmieniają, punkciki lecą. No Tetris. ¯\(ツ)
Plusy i minusy:
+ podstawa gameplayu, czyli klasyczny tetris nadal sprawia przyjemność i nic mu nie dolega.
- jedna dodana umiejętność ze zwolnieniem czasu niewiele zmienia
- słaba muzyka, sprawia wrażenie bardzo taniej albo wręcz darmowej. W życiu nie słuchałbym takiej tandety poza grą
- efekty wizualne dopasowane do muzyki prócz jednego dobrego poziomu (Ritual Passion) nie robią w ogóle wrażenia
- nierówny poziom trudności, na normalu są dwa dość ciężkie levele, a reszta bardzo łatwa
- w multiplayerze wyjadacze kopią dupę i dla zwykłego gracza nie ma on za bardzo sensu