Niby powrót po latach, bo grałem w tę grę wiele razy w okolicach premiery, ale tak naprawdę to moje pierwsze jej przejście od A do Z. Podoba mi się ten klimat lat 40 i 50, świetna muzyka, bardzo dobre strzelanie i responsywność postaci (jedynie klejenie się do osłon pod controlem nieco kuleje), ładne miasto i nadal grafika, dodane fajne pierdółki jak przebieranie postaci, więcej barów i restauracji gdzie np. zjedzenie burgera przywróci nam życie, modyfikowanie pojazdów itd. no ale najważniejsze dla mnie w tej serii czyli fabuła to w tej części kompletna porażka. Teksty Joe (taka słaba podróba Romana z GTA4) są żałosne, a przedstawione ewidentnie jakby miały śmieszyć, a Vito to debil podejmujący na każdym kroku decyzje, za które w prawdziwej Mafii już by dawno go sprzątnęli, w ogóle mu nie kibicowałem mimo, że nim sterowałem. Cały scenariusz przypomina zbitek pociętych scen z nawiązaniami do różnych filmów gangsterskich, w ogóle się to nie klei w jedną całość, a zakończenie to już kompletny żart. W pełni rozumiem dlaczego Daniel Vavra odszedł ze studia przed premierą tego "dzieła". Widać, że to na początku kompletnie nie miało tak wyglądać i bardzo dużo wycięto, być może z myślą o dodatkach, być może dla oszczędności budżetu i czasu, nie wiem, no ale to co zostało to jest po prostu zbrodnia. Nie żałuję spędzonego tutaj czasu, bo gameplay jest ok i jest na czym zawiesić oko, ale nie ma co się oszukiwać, obok pierwszej Mafii to nawet nie stało.

Plusy i minusy:
+ strzelanie i sterowanie naszą postacią
+ dobry model jazdy (ale z wyłączoną opcją "realistyczna jazda", z nią się ślizgamy co chwilę jak na lodzie)
+ świetne animacje postaci, przeskakiwanie za osłony, jej uniki i reakcje na odstrzał czy odrywające się kawałki ściany
+ / - dużo dobrej licencjonowanej muzyki w radiu, jednak by ją usłyszeć na PC musimy zainstalować moda bo została w dużej części wycięta w którymśtam patchu
- momentami tragiczny voice acting (szczególnie głosy postaci kobiecych odstają na minus, jest ich niewiele ale to jakaś amatorszczyzna)
- cały fragment w więzieniu to nic tylko ciągła, powtarzalna bójka na pięści z każdym kto się nawinie z byle powodu
- bardzo złe dialogi, żarty wywołujące poczucie żenady
- ogólnie fabuła to zbitek randomowych akcji i głupich decyzji postaci
- mniej dopracowany ruch uliczny, brak tramwajów i pociągu w mieście, popsute AI policji, już np. nie reagują na nasz przejazd na czerwonym świetle (ale co ciekawe nasz pasażer czasem to jakoś skomentuje, czyli gra niby wie jak to wykryć - dziwne)
- okropny, nic nie kończący finał, sugerujący że dalszych losów postaci dowiemy się z DLC...
- ... które po zagraniu wszystkie okazują się durnym wykonywaniem w kółko tych samych zadań dla highscore'a bez prawdziwej fabuły (w Joe Adventures jest kilka mało znaczących misji z cutscenkami, jednak by je zobaczyć potrzeba dużo grindu)

Długo zapowiadany duchowy spadkobierca Dead Space'a spod ręki Glena Schofielda, który okazał się wg branży wielkim zawodem, porażką i w ogóle wszystkim co najgorsze, a ja się w nim bardzo dobrze bawiłem. Oczywiście to nie znaczy, że nie widzę jego wad i uznaję za arcydzieło, ale myślę, że została ta gra zbyt surowo potraktowana i przez tak niskie oceny wielu graczy z góry skreśla coś, co mogłoby się okazać bardzo fajną korytarzówką i odskocznią od większości AAA. Od dawna słychać narzekania, że mamy za dużo otwartych światów rozdmuchanych na kilkadziesiąt godzin, a gdy pojawia się nowa liniowa przygoda na godzin 6-10 to jest szybko odrzucana, bo ma nieco poniżej 70% na MC i problemy techniczne na premierę. No i na pewno na niekorzyść Callisto zadziałał fakt, że w ciągu kilku miesięcy od jego debiutu wyszły remajki Dead Space'a i Resident Evil 4, czyli praktycznie dokładnie ten sam typ gry, tylko bardziej dopieszczony, więc kto by się tam cofał do niedopracowanego niewypału... No ja! ;) Pierwsze co zrobiło na mnie pozytywne wrażenie to wygląd wszystkiego, zarówno graficznie (np. już gdzieś na początku przy pierwszym wyjściu z celi gdy gówno wpada w wiatrak i wszystko się pali, wygląda to pięknie) jak i artystycznie, bo cały design więzienia jest fajny i cholernie ciekawie mi się je zwiedzało. Walka też mi przypadła do gustu, w ogóle nie rozumiem narzekań, uniki są intuicyjne, działają tak jak powinny, a w "waleniu pałą" czuć siłę i daje ono satysfakcję, strzelanie również. Przez całą kampanię miałem może ze 3 momenty gdzie faktycznie się zirytowałem, bo wrogów było za dużo, a miejsca na uniki i poprawną pracę kamery za mało, ale to naprawdę jakiś ułamek starć. Na normalnym poziomie trudności wyzwanie było dla mnie w sam raz, trzeba było zarządzać ekwipunkiem by zmieścić to co potrzebujemy i zarobić kredyty na ulepszenia, a amunicja nie walała się na każdym kroku co zmuszało do sprawdzania każdego kąta w jej poszukiwaniu. A choć tak jak mówiłem, gra jest zdecydowanie z gatunku liniowych, to bardzo nagradza eksplorację i ma wiele pomieszczeń, które przy bezmyślnym parciu do przodu możnaby całkowicie pominąć. Z minusów muszę się zgodzić z zarzutami co do fabuły, jest dosyć sztampowa, przewidywalna i bez konkretnego zakończenia, wyraźnie widać, że twórcy liczyli na dobrą sprzedaż i możliwość zrobienia sequela, którego raczej się już nigdy nie doczekamy. Nasz główny bohater nie należy do najbystrzejszych, a postacie poboczne to nudne archetypy jakie widzimy w popkulturze od lat. Środowiskowo można się czepiać, że niektóre rzeczy nie mają sensu, tzn np. po co ktoś miałby wsadzać na środku pomieszczenia technicznego wielką, wirującą pułapkę z kolcami czy czemu każda ofiara umierając postanowiła napisać własną krwią na ścianie wskazówkę SHOOT THE TENTACLES!, ale to są takie "gamizmy", które są z nami wszędzie od lat i nie wiem czemu akurat Callisto miałoby się za to szczególnie oberwać. W GoWie jakoś recenzanci nie narzekali, że nasz mocarny bóg wojny nie może pójść naprzód, bo drogę mu blokuje drewniany płotek sięgający do kolan. Na mój pozytywny odbiór pewnie wpłynął fakt, że grałem w wersję uznawaną za najlepszą (PS5) i kilka miesięcy po premierze, więc jeśli ktoś powie, że nie zgadza się co do oceny bo np. na PC premierowo gra mu źle chodziła, bug na bugu itd. to oczywiście nie będę się kłócić. U mnie działała naprawdę dobrze i dziwnych problemów czy większych spadków klatek nie uświadczyłem (no ale jakieś tam okazjonalne były, więc jednak nie rock solid 60).

Plusy i minusy:
+ grafika
+ klimat więzienia, jego design, laboratoria, maszyny itd.
+ dająca frajdę walka i poszukiwanie zasobów
+ idealny balans pomiędzy walką, a zwiedzaniem
+ nareszcie jakaś gra z prostym interfejsem! Nie ma pierdyliarda zakładek na ekwipunek, notatki, umiejętności postaci, znajdźki itd, wszystko przejrzyście dostępne od ręki.
+ / - rękawica GRP umożliwia satysfakcjonującą manipulację wrogami, ale sterowanie nią nie zawsze działa tak jak powinno, czasami utkną na jakimś małym obiekcie nie z naszej winy
+ / - akcja, cutscenki i różne wydarzenia są fajnie wyreżyserowane, ale fabuła i postacie raczej sztampowe
- niektóre jumpscary bardzo tanie i irytujące
- sporo niepotrzebnych qte (najgorsze są takie łapiące nas czaszki na długich szyjach i wyskakujące małe robaczki, dużo hałasu i wymagane głupie mashowanie przycisku)
- bardzo nieintuicyjne zmienianie broni dpadem
- ogólnie gra czerpie nawet bardziej z RE4 niż Dead Space, ale szkoda, że nie wzięła stamtąd tej kampowości i ciągle traktuje siebie tak poważnie
- dużo błędów i tekstów nie na miejscu w polskim tłumaczeniu. Przykładowo "It's busted!" o popsutej windzie przetłumaczono na zupełnie niepasujące do sytuacji "Nakryto nas! albo "Whatever the hell is going on around here?" na "Co tu się odjaniepawla!?" Albo jeszcze trofeum "In the pipe, five by five" (nawiązanie do Aliens) w polskiej wersji to "To chyba nie muzeum lotnictwa?" (nawiązanie do Chłopaki nie płaczą!? DLACZEGO, PO CO!? :D )
- nic nie wyjaśniające zakończenie, do tego trochę oklepane i nie po mojej myśli

Chyba jeden z pierwszych indyków z jakimi miałem do czynienia, o ile nie pierwszy w ogóle. Kojarzę, że w okresie premiery tej gry był taki "indykowy renesans", dużo fajnych tytułów i szybkie ich przeceny na steamie, dzisiaj za to już wychodzi tego tyle (różnej jakości), że pomimo całej swojej zajebistości nie wiem czy Hotline Miami by się wybiło. Bardzo mi się od początku podobało, ale jakoś po ~1/3 kiedyś je porzuciłem (skakałem wtedy z kwiatka na kwiatek jak porąbany nie przechodząc nic), tym razem dotrwałem do końca. Wspaniały artstyle, muzyka, klimat i prosta, ale dająca frajdę rozrywka (tzn prosta pod względem założeń, bo sterowanie jest na tyle śmiesznie koślawe, że bywa dosyć trudno). Kupiłem tę grę w PS Store by grać na Vicie, ale sterowanie mi tam totalnie nie pasowało i było kilka razy trudniej niż na myszce, więc wróciłem do peceta i dopiero tam bawiłem się świetnie. Jedyne co mi tutaj nie pasowało to fabuła, dopóki nie było wiadomo o co chodzi i wszystko wydawało się takim narkotycznym snem z ukrytym znaczeniem to było fajnie, ale samo wyjaśnienie i zakończenie nie przypadło mi do gustu, cała magia trochę prysła. Co nie zmienia faktu, że to całościowo nadal rewelacyjny tytuł i chętnie niedługo sięgnę po dwójkę.

Druga część jednej z ulubionych serii ścigałek mojego dzieciństwa, w której zostało ulepszone chyba wszystko względem pierwowzoru. Dużo ładniejsza grafika (współczesną oczywiście bym jej nie nazwał, ale wygląda moim zdaniem ok), przyjemniejszy model jazdy (choć nadal jedyne auta, w których czuję się komfortowo to te z napędem na 4 koła :D), więcej bardziej różnorodnych tras, nadal dająca frajdę rozwałka i zwariowane minigry z wyrzucaniem kierowcy przez przednią szybę, a w rockowym soundtracku usłyszymy już nieco bardziej znanych wykonawców jak Rob Zombie, Rise Against czy... Nickelback. Wiadomo, że połowa z tej składanki to "komercha" na którą bym kiedyś nie spojrzał, ale dzisiaj mam do tej muzyki sentyment i tęsknię za czasami, gdy nawet to durne Nickelback leciało w radiu non stop zamiast dzisiejszego Eda Sheerana czy Drejka. Chyba już jestem stary. ;) Jedynymi minusami jakie mi przychodzą do głowy jest niska jakość dźwięku przy wybuchach, zderzeniach itd (trochę "syczy") i niepasująca waga niektórych rzeczy, które z łatwością spychamy z trasy, tzn np. cały wielki silnik samolotu przy zderzeniu nie powinien się od nas odbijać leciutko niczym styropian. Na steam decku gra działa bardzo dobrze, po pierwszym dostosowaniu sterowania (żaden układ społeczności mi nie pasował, więc zrobiłem swój) już do końca był spokój i nie miałem żadnych problemów.

Kolejna część przygody w tym uniwersum i kolejna, w której liczą się dla mnie tylko postacie, fabuła, lore, design świata itd, a główny gameplay, czyli strzelanie mogłoby nie istnieć. Nie mówię przy tym, że jest jakieś strasznie złe, po prostu to nie po to gram w tę serię. Choć po opiniach z każdej strony, że ME2 w porównaniu do 1 to pod tym względem niebo, a ziemia jestem trochę zawiedziony, bo faktycznie strzelanie i sterowanie są nieco współcześniejsze, to różnica jest dla mnie na tyle mała, że nie ma to dla mnie za bardzo znaczenia. Nadal jest za drętwo, archaicznie i tak "bez pierdolnięcia", do Gearsów z 2006r w których dalej strzelanie daje mi masę radochy nie ma startu, a taką zawiesiłem niestety poprzeczkę. Chyba nawet w Uncharted (1, 2, 3) było lepiej, a już tam powiedziałbym, że wymiana ognia była najnudniejszym elementem gry. Ale fabularnie cały czas jest super, takie scifi to totalnie moje klimaty, a co mnie zaskoczyło na plus to ilość nowych, świetnych postaci. Myślałem, że jedynie do starej ekipy z jedynki będę cokolwiek czuł, a okazało się, że ci co przyszli dopiero w dwójce są równie ciekawi i też na swój sposób zajebiści. (Szczególnie Thane, Mordin, Samara, Miranda i Legion... Kurde, nawet jak chcę wyróżnić ulubionych to jest ich dużo.) Jedynie Jacob mi totalnie nie pasował i przynudzał, ot, zwykły żołnierz, jest to dla mnie taki odpowiednik Kaidana z poprzedniej części. I może trochę nieciekawi byli Zaeed i Kasumi, ale nie oceniam ich tak surowo bo zostali dodani w DLC (no i aż taką porażką jak Jacob nie są ;) ) i mam nadzieję, że jakoś ich rozwiną w następnej części. Dużą zmianą na plus z kompanami jest to, że każdy z nich ma swoją misję gdzie możemy zyskać ich lojalność i lepiej poznać, ale niestety jeśli bierzemy dodatkowo kogoś, kogo zadanie konkretnie nie dotyczy to nie ma on nic do powiedzenia i często stoi jak kukła. I już się nie da nawet spontanicznie zagadać do ziomków by usłyszeć krótki komentarz na temat miejsca w którym jesteśmy, dziwna to dla mnie decyzja, bo to była taka mała rzecz, łatwa do ogarnięcia, a cieszyła. Kasy na aktorów żałowali? Nie podoba mi się też brak Mako i eksplorowania niezamieszkałych planet, wiem, że były za puste, ale miały swoje momenty i przynajmniej ładne widoczki, a tu zamiast tego dali przeraźliwie nudne skanowanie w poszukiwaniu surowców, a poruszanie się pomiędzy układami to teraz durne latanie małym stateczkiem po mapie, zamiast prostego wskazania gdzie chcemy się udać. I nawet paliwo trzeba w nim uzupełniać, które się zużywa wraz z każdym przebytym kawałkiem, co jest podwójnie głupie, bo z fizyki jakiś dobry nigdy nie byłem, ale wydaje mi się, że w kosmosie jest próżnia i energia jest potrzebna tylko na rozpoczęcie lotu, hamowanie i ewentualne zmiany kierunku, a podczas jednostajnego lotu nic nie powinno się zużywać? (Zakładając, że nie jesteśmy pod wpływem pola grawitacyjnego jakiejś planety itd.) Pierdoła, wiem, no ale jak już jest w grze coś irytującego to dobrze, żeby chociaż miało sens! ;) Tak jak w jedynce za dużo jest tutaj wyborów, które nie mają żadnego znaczenia i tylko oszukują gracza, że pod ich wpływem coś się zmieni (99% dialogów tak działa), ale przynajmniej jest trochę więcej tutaj takich "kluczowych" momentów w historii z decyzjami niż w 1. Najbardziej to widać w końcowej misji, gdzie możliwości jest już więcej niż: "1 - ratuj osobę A, 2 - ratuj osobę B". Najpierw przeszedłem tę misję normalnie, bez patrzenia w poradniki itd. i chciałem zaakceptować to co się stanie, ale dopiero kilka godzin po przejściu gry przeczytałem jak to działa i na jakiej podstawie powinienem rozdzielać zadania, więc stwierdziłem, że "oszukam" i cofnę się by uratować niektóre postacie, bo gdyby gra mi od razu wyjaśniła na co zwracać uwagę to decyzje podjąłbym na pewno inne. Tylko w przypadku Jacoba nic nie zmieniałem, bo jakimś dziwnym trafem jego śmierć mi nie pszeszkadzała. :D Podsumowując bawiłem się bardzo dobrze, ale tylko ze względu na to świetnie wykreowane uniwersum i już się trochę boję części 3, której jakimś cudem nie mam zaspoilowanej, ale wiem, że zakończenie wkurzyło zdecydowaną większość fanów.

Małe plusy i minusy, których nie wspomniałem wyżej:
+ momentami naprawdę dobry humor, szczególnie na Cytadeli
+ fajnie, że różne bronie już są bardziej unikalne, jest ich mniej, ale wybór ma znaczenie
+ nadal bardzo klimatyczny soundtrack
- członkowie drużyny często pałętają się pod nogami, blokują nas i przeszkadzają
- tak jak w 1, mocno widać różnice między modelami postaci zrobionymi "na bogato", a zwykłymi npcami ze szpetnymi facjatami. I tak samo mimika postaci, w większości jest normalna, ale czasami ktoś wyskoczy z durną miną niepasującą do niczego.
- zawartość z DLC zawodzi, większość spodziewałem się, że będzie raczej pierdółkowata, ale nawet chwalone Lair of the Shadow Broker i The Arrival były dość krótkie i banalnie rozwiązane. I z DLC w Legendary Edition głupie jest też, że są wymienione w dzienniku jako zwykłe misje i gdybym nie wyszukał najpierw chronologii w jakiej powinno się je rozegrać możliwe, że np. w "Przybycie" zagrałbym na początku przygody, co totalnie nie miałoby sensu.
- odpowiedzi Sheparda w niektórych dialogach bardzo "suche", nie pasujące do sytuacji (kolejne oszczędności na voice actingu?)
- za duży nacisk na romansowanie z członkami drużyny, czasami chciałbym zwyczajnie poznać jakąś postać kobiecą lepiej, porozmawiać, ale bez nacisku ze strony Sheparda, że zaraz ją wyrucha. :D

Do Maxa Payne'a bardzo często wracałem w Boże Narodzenie, stało się to moją małą tradycją, ale w 90% przypadków była to jedynka, przez co mówiąc o tej marce zawsze w głowie miałem lokacje i klimat tej odsłony. I teraz gdy w tym roku wyjątkowo sięgnąłem po dwójkę spodziewałem się tego samego, Nowego Jorku w śniegu, ćpunów wykrzykujących hasła o ciałach upadłych aniołów, wielkiej konspiracji i Maxa tracącego zmysły. A tu kicha, niestety wszystko okazało się takie dużo bardziej "normalne". Głównym motywem historii są gangsterskie porachunki, zdrada i relacja z Moną Sax, którą zapamiętałem jako dużo ciekawszą niż się okazała. Nadal się dobrze bawiłem i uważam tę grę za dobrego klasyka, no ale jednak nie tak się umawialiśmy panie Remedy. :(

Plusy i minusy:
+ Strzelanie i poprawione sterowanie Maxem, mniej niedopracowanych momentów platformowych.
+ Duży postęp graficzny, gra do dziś wygląda wg mnie ładnie, czego nie mogę powiedzieć o poprzedniczce. I w końcu twarz Maxa i ogólnie wszystkich wygląda normalnie, a nie jak naciągnięty na głowę wydruk zdjęcia.
+ Po instalacji fixów 0 problemów z działaniem na moim PC
+ Dobra muzyka, świetna nowa wersja motywu głównego.
+ Nadal bardzo klimatyczne panele komiksowe i schizowe programy telewizyjne, nawiązujące do sytuacji Maxa.
+ Fragment gdzie sterujemy Moną Sax choć nic nie zmienia gameplayowo, to jest miłym urozmaiceniem.
+ Choć jest ich mało, to fajne są interakcje Maxa z napotykanymi NPCami, można niektórym pomóc albo pogadać by się podzielili bronią itd. I niektóre ich teksty czy sytuacje są całkiem śmieszne.
- Nadal dostajemy za dużo broni zbyt szybko i nie ma w nich jasnego progresu (w sensie nie jest tak, że każda kolejna jest coraz lepsza) przez co niektóre pozostają nieużywane.
- Bardzo niski poziom trudności, w grze praktycznie potykamy się o tabletki przeciwbólowe i najlepsze bronie przez co nie musimy już się tak starać, więc automatycznie mniej eksperymentujemy z bullet timem. A trudniejsze tryby gry odblokowują się dopiero po przejściu fabuły.
- Brak śniegu, nudniejsze lokacje, niezbyt ciekawa historia.
- Nadal brakuje przycisku od pozostawania na ziemi po rzuceniu się, a byłem pewien, że w dwójce już to dodali.
- Krótka

This review contains spoilers

Mój największy growy zawód 2022r. Bardzo mocno czekałem na tę grę, a kompletnie nie spełniła moich oczekiwań, szczególnie pod względem fabuły, co było dla mnie chyba najważniejsze w tej serii. Co nie znaczy oczywiście, że jest to kompletnie zły tytuł, do tego bardzo daleko. Po prostu GoW 2018 to jedna z moich ulubionych gier i fabuł w nich ever, a tutaj scenariusz był tak słaby, że w pewnym momencie losy postaci kompletnie przestały mnie obchodzić i wszystkie inne wady, wcześniej "przykryte" moim zaangażowaniem w historię zaczęły dużo mocniej irytować. Od początku spodziewałem się, że to będzie powtórka z rozrywki względem poprzedniej części jeśli chodzi o gameplay, ale że historia i reżyseria mi tak nie zagrają całkowicie mnie zaskoczyło. Dialogi są często infantylne, postacie podejmują durne decyzje, konflikty są wymuszone, żarty żenująco nieśmieszne, a lore nudny i podawany tak drętwo, że gdyby był przycisk z funkcją "Mimir - zamknij mordę!" to bym go pewnie popsuł od zbyt częstego używania. :D Jest kilka naprawdę fajnych momentów, no ale właśnie, to są tylko "momenty", podczas gdy w 2018 chłonąłem tę opowieść z przyjemnością od początku do końca. Ciekawe czy gdyby za sterami tej gry pozostał Cory Barlog to lepiej by pokierował całą narracją, czy jedna osoba tak wiele by nie zmieniła przy tak ogromnym projekcie. Pozostaje mi tylko gdybać.

Plusy i minusy:
+ Piękny świat, którego zwiedzanie to sama przyjemność. Nie mówię tu o grafice ale przede wszystkim artystycznie jest mega, masa wspaniałych widoków, starożytnych świątyń, posągów czy inskrypcji, wszystko to pięknie współgra. Level design i art direction tutaj to najwyższy możliwy poziom, co chwilę mógłbym walić screeny tworzące cudowne obrazki do powieszenia na ścianę.
+ Technicznie jest bardzo dobrze, na PS5 stałe 60, graficznie ładnie, animacje Kratosa super dopracowane
+ Muzyka
+ W większości voice acting. Z nowych postaci szczególnie Thor i Odyn wypadli świetnie.
+ Przy odpowiednim ustawieniu interfejs można ukryć jednym ruchem na touchpadzie, co jeszcze bardziej umila zwiedzanie i zwiększa immersję
+ Nowa broń, z satysfakcjonującym wachlarzem ruchów i jednocześnie sprytnie pozwalająca dostać się we wcześniej niedostępne miejsca.
+ / - Sterowanie Atreusem, jego ruchy, ciosy, umiejętności itd to wszystko duża nowość, ale gameplayowo te fragmenty są zdecydowanie najsłabsze. Płytkie, liniowe i przeraźliwie nudne. Najgorsze było mniej więcej w połowie gry, z jazdą na pseudobizonie i zbieraniem nibyjabłek z Angrobrodą. Gdyby to był jakiś inny tytuł, z postaciami których dalsze losy mnie nie obchodzą to by na pewno był moment w którym bym tę grę porzucł. Był tragiczny.
- Dużo lore opowiadanego tak "na sucho", jakby mniej organicznie niż w poprzedniej części. "Każda dusza ma 4 części, są dwa wielkie wilki świata, Odyn kiedyś zrobił to, wielki krasnolud zrobił tamto, blablabla..." A w GoW 2018 wszystkich opowieści na łódce i innych dialogów słuchałem z pzyjemnością.
- Czasami mocne ograniczenia na rzecz takiej typowej filmowości w którą celuje często Sony, gdy masz wychylić tylko gałkę do przodu i słuchać dialogów. A gdy fabuła nie wciąga to jest to strasznie frustrujące, miałem takie "dajcie mi w końcu pograć do cholery!"
- Sporo nowych postaci, które mamy lubić po 3 minutach znajomości.
- Dużo wymuszonych, nieśmiesznych żartów i głupich tekstów, szczególnie z ust krasnoludów, Mimira i wiewióry (ale innym też się to udziela). W poprzedniej części były małe mrugnięcia okiem, które wywoływały uśmiech i nie psuły klimatu, a tutaj czasami można się zastanawiać, czy gramy w epicką przygodę Boga Wojny czy jakiś kolejny plastikowy film ze stajni Marvela.
- Ogólnie fabuła i charaktery postaci są moim zdaniem płytkie i nieciekawe, wszystko tak prosto i dziecinnie poprowadzone.
- Za szybko rozwiązana fabuła, tak po łebkach, zakończona na siłę. Dla wielu pewnie to, że nie robią z tej historii trylogii jest plusem, ale dla mnie to się skończyło zanim w ogóle zdążyło rozwinąć skrzydła. W pierwszej części mieliśmy okazję lepiej poznać Baldura, zrozumieć jego motywacje i szaleństwo, a tutaj na tak ikoniczne postacie jak Heimdall czy Thor jakby nie było czasu. U tego ostatniego nawet próbowali wprowadzić wątek alkoholizmu niszczącego rodzinę, ale to wszystko sprowadza się do paru linijek i jednej bójki w barze. A Odyn był przez większość gry interesującą postacią, fajnie ukazane było to, jak potrafi manipulować ludźmi w okół siebie i ukrywać ile wie, by na końcu okazać się zgorzkniałym dziadem zabijającym bez planu na lewo i prawo. Finalne sceny z nim były co najmniej rozczarowujące.
- Walka. Gdy bijemy małe mobki czy walczymy 1 na 1 to potrafi sprawiać przyjemność, czuć siłę w tych ciosach i egzekucje wyglądają badassowo, ale jest cała masa sytuacji w których się nie sprawdza. Często areny są za małe i nie ma miejsca by się rozkręcić czy zareagować w odpowiedni sposób na jakiś cios, czasami atakuje kilku wrogów na raz i by uniknąć jednego ataku MUSIMY wejść pod drugi, przez co wpadamy w spiralę obrażeń nie z naszej winy co jest wkurzające. Kamera jest zdecydowanie za blisko i można powiedzieć, że to ona jest największym przeciwnikiem w tej grze. Czerwone strzałeczki czy postacie krzyczące wskazówki to bardziej plaster na problem, który sami stworzyli, niż prawdziwe jego rozwiązanie. I jest cała masa ataków wrogów na które trzeba zareagować w jeden określony sposób, wyskakują różne żółte, czerwone, niebieskie kółeczka, do tego wrogowie rzucający w nas pociskami zza pleców, zielony goblin leczący innych dopóki go nie dorwiemy i jeszcze inne duperele. To wszystko przeszkadza mi w dobrej zabawie, walcząc tutaj w ogóle nie czuję się jak Bóg Wojny, bardziej jak chłopiec do bicia co chwilę wybijany z rytmu, bo znowu wyskakuje mi jakieś głupie kółko. I nie chodzi o sam poziom trudności, bo zaczynałem na najwyższym i z czasem zmieniałem do normala (i z powrotem gdy znowu było za łatwo) i uczucie frustracji zawsze było obecne. I np. takie Dark Soulsy czy Devil May Cry powiedziałbym, że bywały sporo trudniejsze, ale przy tym dużo bardziej fair, wiedziałem zawsze jaki popełniłem błąd i że mogę się poprawić. A tutaj jest frustracja bo znowu się zdarzył jakiś bullshit.
- Traktowanie gracza jak debila i trzymanie go za rączkę. Postacie niezależne podpowiadają nam rozwiązania zagadek po paru sekundach od ich napotkania, czasami zanim się orientowałem, że w danym miejscu jest w ogóle jakaś zagadka to już miałem wciskane do gardła jej rozwiązanie. Do tego często pojawiają się sztuczne teksty typu: "Możemy iść tam zrobić to i siamto, ale nie musimy od razu, możemy też najpierw trochę POEKSPLOROWAĆ". No kurde dzięki wielkie Mimir, pierwszy raz spotykam się z konceptem otwartego świata w grach!
- Cały interfejs jest przerośnięty i nieintuicyjny, mnóstwo różnych stron w ekwipunku na pancerz, rękojeści, tarcze, umiejętności do broni, umiejętności postaci, umiejętności partnera, talizmany, amulety, pierdolety. PO CO TYLE TEGO?
- Dużo niepotrzebnych statystyk i zbierania nic nie zmieniającego śmiecia. I w ogóle mi to nie pasuje do tej gry, że przykładowo mam przed sobą przeciwnika, którego mógłbym pokonać bez problemu gdyby dano mi szansę, ale jestem na z góry przegranej pozycji bo on ma level 7, a ja tylko gacie na poziomie 4.
- Tragiczna mapa i czasami wprowadzający w błąd kompas.
- Wszystko pokazane "na jednym ujęciu" to gimmick, który zupełnie mi nie robi, a wręcz przeciwnie, przeszkadza, bo niepotrzebnie przedłuża grę, przez co np. szybka podróż wcale nie jest szybka.

"Zapomniane Miasto" to przede wszystkim świetna historia zgrabnie opakowana w mechanikę time loopu, z interesującymi dialogami, ciekawymi postaciami i intrygami, których rozwiązywanie sprawia ogromną satysfakcję. Aż ciężko uwierzyć, że coś tak dobrego, powstało jako mod do Skyrima, który potem przez tylko 3 osoby kawałek po kawałku był przerabiany na samodzielną grę. Pewnie z tego powodu trochę kuleje strona techniczna, no ale koniec końców wolę taki "nieoszlifowany diament" niż kolejne bezpieczne AAA od dużego wydawcy.
Plusy i minusy:
+ świetna historia, postacie, dialogi
+ fajne filozoficzne rozkminy nt. podróży w czasie, moralności itd.
+ obserwowanie jak tym razem postacie zareagują na nasze działania sprawia masę radochy
+ prosto, ale skutecznie rozwiązany problem powtarzania w kółko tych samych czynności
+ projekt miasta, małe ale bardzo ładne i ciekawe w eksploracji
+/- fragmenty w stylu survival horroru to świetny pomysł na urozmaicenie rozgrywki, ale mechaniki tej gry ewidentnie się do tego nie nadają, strzelanie z łuku i poruszanie się postacią są najwyżej takie sobie
- ogólnie czuć niskobudżetowość i toporność wszystkiego, graficznie jest ładnie, ale animacje są proste i okazjonalnie coś się zbuguje. I na XSX frame pacing był trochę skopany.

Całkiem niezła metroidvania z miłym dla oka stylem graficznym, unikalnym settingiem (ogólnie luchadorzy to chyba mało eksploatowany temat w naszej kulturze) i przyjemnym platformingiem. Zawodzi jednak walka, jest jej za dużo i nie sprawia frajdy, a wrogowie czasami zlewają się z tłem i naszą postacią przez co trudno się w tym bałaganie odnaleźć. No i zdecydowanie za często utrudnienie polega na tym, że są oni wrażliwi tylko na jeden konkretny cios, wolałbym sam się nimi bawić tak jak uważam. Bossowie raczej wiele nie zmieniają na plus czy minus, po prostu są bo mają być. Oklepana fabuła (porwana księżniczka) sama w sobie mi nie przeszkadza, ale jej podanie już tak, nie znajdziemy tu bowiem jednego dobrego żartu czy błyskotliwego dialogu, a ewidentnie jest to tak napisane, jakby miało śmieszyć. Co trochę ratuje sytuację to design postaci i świata, niektóre animacje są całkiem zabawne, a ściany miejscówek ozdobione są memami sprzed 10 lat, o których miło sobie przypomnieć. Przeczesywanie mapy w poszukiwaniu znajdziek było satysfakcjonujące, szkoda tylko, że same nagrody za ich zaliczenie były tak nudne (1/3 fragmentu zdrowia, dodatkowy kwadracik staminy itd) i w zasadzie nie uważam, by mi jakkolwiek ułatwiły rozgrywkę.
Podsumowując było ok, ale cieszę się, że przeszedłem tę grę przenośnie, na granie w to na dużej konsoli szkoda by mi było czasu. No chyba, że z kimś w lokalnym coopie (bo kiedyś tak przeszedłem pół gry i lepiej wspominam ten czas).

Dobry shoot 'em up wygrzebany z kupki starych gier dodawanych kiedyś do plusa. Wciągający, z bardzo ładną oprawą (wszelkie efekty wybuchów, laserów itd wyglądają pięknie do dziś) i fajnie do mnie dopasowanym poziomem trudności (a przykładowo ostatnio przeze mnie sprawdzane z tego gatunku Sine Mora Ex było irytująco za trudne). Jedynym dużym minusem tej gry jest to, że jest dość krótka i z tego powodu twórcy wymuszają na graczu ogromny grind, wielokrotne powtarzanie raz już skończonego poziomu z dodatkowym utrudnieniem aby odblokować kolejny to tutaj chleb powszedni. Co w małych dawkach byłoby jeszcze ok, ale na taką skalę jak tutaj jest zdecydowaną przesadą.
No i przez parę godzin próbowałem grać w tę grę na PS Vicie, ale przez spadki klatek musiałem wrócić do PS4. :(

2018

Rogalik hack'n'slash, o którym było bardzo głośno na premierę i często pojawiał się we wszelkiego rodzaju rankingach na grę roku 2020. I bardzo słusznie. Rozgrywka i jej zasady są niesamowicie proste, ale w takim samym stopniu wciągające i po każdej śmierci trudno się powstrzymać przed kolejną próbą ucieczki. Gra ma ładny artstyle, muzykę, zabawną i do pewnego momentu zaskakującą sprytnymi zagraniami fabułę, sympatyczne postacie, całą masę dialogów (w pełni udźwiękowionych) nawet po napisach końcowych, kilka broni, z których każdą gra się mocno inaczej i praktycznie zero bugów. Jakieś małe minusy są, bo ideałów nie ma, ale ogólnie ciężko się czegokolwiek przyczepić.
Małe minusy:
- Wkurzająca postać Duzy, z głosem i dialogami jak u typowej piszczałki z anime
- Pod koniec już tak nie bawi fabułą, trochę zabrakło pary, większość problemów rozwiązana więc wszyscy zaczęli być dla siebie mili przez co jest aż "za słodko"
- W endgejmie już rozrywka zaczęła mnie nieco nudzić. No ale nie winię za to gry, bo nikt mi nie kazał w niej siedzieć te prawie 100 godzin, mogłem dać se siana po napisach. :D

2002

Gra legenda. Pierwsza, która mi kiedyś pokazała, że giereczki mogą mieć taką prawdziwie filmową fabułę, z rozmachem, aktorstwem i fajnymi postaciami. Przechodziłem ją wielokrotnie w czasach szkolnych, ale teraz powróciłem do niej po raz pierwszy po wielu latach pod wpływem zawodu jakim był dla mnie remake, dlatego wiele spostrzeżeń jakie tutaj piszę to bardziej porównanie niż samodzielna opinia o grze. I choć po odświeżeniu muszę przyznać, że było parę słabych elementów, które wymazałem z pamięci, to i tak oryginalna Mafia wychodzi z tego porównania zwycięsko.
Plusy i minusy:
+ Świetny soundtrack, zarówno ten "kupiony", z licencjonowaną muzyką grającą podczas jazdy po mieście, jak i oryginalny, stworzony na potrzeby gry. Dużo bogatszy niż ten z Definitive Edition.
+ Dopiero teraz gdy przez lata obejrzałem wiele filmów gangsterskich i seriali załapałem jak bardzo Paulie to Joe Pesci, a Ralphie to Steve Buscemi. Z oczywistych względów nie mogli tak bardzo się na nich wzorować w remaku. I kiedyś gdy zacząłem oglądać Rodzinę Soprano cieszyłem się, że wszyscy tam tak bardzo brzmią jak z Mafii, a teraz okazało się, że to nie tylko akcent, ale jest nawet dwóch aktorów z tego serialu!
+ Duży nacisk na samochody, frajdę z odkrywania ich, jazdy i kolekcjonowania. Uczymy się otwierania wytrychem każdego z osobna przez co odblokowanie jakiegoś fajnego modelu to wydarzenie i z każdym kolejnym autem widać jak rozrasta się nasza kolekcja na parkingu za barem. I wraz z upływem lat cywile poruszają się po mieście coraz lepszymi pojazdami po czym bardziej czuć przeskok w czasie, a w remaku było ciągle tak samo.
+ Model zniszczeń aut, jak uderzysz w nie bejsbolem tak dokładnie wygnie się blacha (a nie tak jak w remaku, gdzie z każdym uderzeniem samochód jest po prostu ogólnie coraz bardziej zniszczony)
+ Fajne dodatkowe możliwości i sposoby wykonania niektórych misji, np. umycie kibla na statku lub załadowanie ciężarówki skrzynkami w dokach. Również zadania poboczne z przysługami dla mechanika Lucasa Bertone'a są ciekawe, a z odświeżonej wersji gry je totalnie wycięto.
+ Możliwość poruszania się po mieście metrem i tramwajami.
+ / - Strzelanie jest bardzo drętwe, ale i tak wg mnie działało lepiej niż to z remaku. Przynajmniej postać od razu reagowała na moje komendy, nie ma tego głupiego laga. Choć to może być konsekwencją tego, że w DE grałem na konsoli padem w 30fps, a w oryginał myszką na PC w 60fps.
+ / - W większości dobry dubbing, na pewno to te głosy postaci uznaje za "prawdziwe" (szczególnie Tommy, Paulie i Ralphie), ale czasami brzmi to jakby aktorzy nie znali kontekstu do ich kwestii (tzn zdarzyło się np. kilka sytuacji gdy ktoś mówi coś bardzo spokojnie, niewzruszony, a powinien być przerażony).
- Trzeba się najpierw trochę namęczyć by gra działała dobrze na współczesnym PC (ale przynajmniej jak już raz się to zrobi to jest do końca ok)
- Punkty kontrolne z zapisami za rzadko rozmieszczone, czasami trzeba po porażce powtarzać 15 min gry.
- Wątek Sary i relacja z nią praktycznie nieistniejąca, nie ma ona nic do powiedzenia, jest ogólnie tak trywialnie potraktowana. Pojawia się, Tommy z nią śpi i się zakochuje, żeni się i znika. To na pewno było zmienione w DE na plus.
- Okazjonalne irytujące bugi, nie odpali się jakiś skrypt, postać nam utknie na dobre, znienacka AI przeciwników przejrzy naszą przykrywkę mimo, że nie popełniliśmy błędu itd.
- Dość duży pop up w mieście, migotanie niektórych tekstur

Porządny szkielet gry wyścigowej, niestety bez krzty dobrej zabawy czy interesującego contentu. Cała zawartość single player sprawia wrażenie jednego wielkiego samouczka do wyruszenia w tryb multi.
Plusy i minusy:
+ ładna grafika w 60fps
+ dużo samochodów
+ dobry model jazdy
+ / - sporo ciekawostek i szczegółów nt. różnych marek samochodowych, historii konkretnych modeli itd, ale to wszystko przedstawione jest w formie suchych tekstów do czytania
- brzydki, pogmatwany interfejs z co chwilę wyskakującymi głowami jakichś randomów mówiących graczowi co ma robić
- durny koncept kawiarni, którą odwiedzają różne osobistości ze świata motoryzacji jako głównego miejsca do pchania "fabuły" do przodu
- mikrotransakcje i codzienna ruletka z nagrodami jak z gry na komórki
- "rajdy muzyczne" to fajny pomysł na tryb, gdyby tylko w grze była jakakolwiek dobra muzyka
- w wielu wyścigach można tak ścinać zakręty i oszukiwać omijając pół mapy, że totalnie kłóci się to z profesjonalizmem i elegancją wyścigów jakie próbuje sprzedać nam ta gra

Wierzę, że to była dobra gra multiplayer, bo na pewno nie zebrała tak dobrych ocen i nie była tak popularna zupełnie na to nie zasługując, ale oceniając dzisiaj z perspektywy singleplayer to najgorsza odsłona BFa w jaką do tej pory grałem. Ta kampania jest jak jakaś podróbka Call of Duty od City Interactive w gazetce z kiosku. Pompatyczna, durna fabularnie, oskryptowana co do minuty gameplayu... Dobrze chociaż, że krótka. Nawet muzyka wkurza, zamiast epickich utworów mamy tutaj co chwilę irytujące dubstepowe pierdzenie. Nie mam sił układać więcej zdań o tym crapie więc plusy i minusy (czy raczej minusy i minusy):
- skrypty, skrypty, skrypty
- dubstepowe pierdzenie
- strasznie sztuczne i żenujące odzywki żołnierzy, zarówno to co mówią jak i ich głosy
- bardzo długa i nudna sekwencja w samolocie z celowniczkiem, i ograniczona, kiedyś mogliśmy helikopterem normalnie sterować, a teraz tylko to?
- w nocy czasami tak ciemno, że nic nie widać, coś nie tak z oświetleniem
- nadużywany efekt flar jak z filmów JJ Abramsa
- bugi (towarzysze pojawiający się znikąd, zapętlenie się jakiegoś dialogu, utknięcie gdzieś na stałe itd)
- nudne i dużo bardziej korytarzowe niż wcześniej w serii sekwencje z czołgami
- cała gra dużo bardziej korytarzowa
- idiotyczna fabuła i cutscenki z dwoma śledczymi oskarżającymi bohatera o jakieś głupoty nie mające sensu
- gorsza destrukcja otoczenia, już mało co możemy rozwalić tak jak w Bad Company
- sekwencje QTE
+ strzelanie działa i jak wyłączy się mózg to może dać trochę zabawy
+ momentami ładna graficznie
+ dźwięk (wystrzały broni, wybuchy itd)

Mafia to jedna z najważniejszych gier mojego życia, przeszedłem ją na przestrzeni lat co najmniej 5 razy i sporo bawiłem się jeszcze w innych trybach, więc ten remake na pewno nie miał u mnie łatwo. No i niestety nie sprostał oczekiwaniom. Sterowanie bohaterem i strzelanie jest strasznie drętwe, częściej wywołuje frustracje niż jakąkolwiek przyjemność z grania, celowanie to udręka, a Tommy porusza się jak wóz z węglem, odczucie prawie tak złe jak w RDR2. Jedynie Thompsonem strzela się fajnie, ale jest on częściej dostępny dopiero pod koniec gry. Model zniszczeń samochodów jest znacznie prostszy niż ten w oryginale (nie wygina się już tak fajnie blacha), a niektóre możliwości w poszczególnych misjach zostały okrojone (np. już w jednej z pierwszych, na parkingu knajpy Morello nie możemy zablokować drzwi przed gangsterami). Nie można korzystać z tramwajów czy pociągów, nie można tankować paliwa, ogólnie wszystko jest takie "przyklejone" w miejscu i mniej żywe. Zamiast kilku dodatkowych misji dla Lucasa Bertone mamy nasrane puste znajdźki typu pocztówki, karty z postaciami i jakieś figurki lisów, typowe zapchajdziury. Tryb swobodnej jazdy również jest biedniejszy, ma mniej misji i w większości nie są już one tak zwariowane i zapadające w pamięć. A muzyka to jakiś nieśmieszny żart, co to za Mafia bez kawałków Django Reinhardta czy The Mills Brothers przygrywających podczas przemierzenia miasta!? Albo co to za ucieczka do baru Salieriego bez skocznego La Verdine? Spojrzałbym na to wyrozumialej gdyby stara muzyka została zastąpiona nową, klimatyczną ścieżką dźwiękową, ale zamiast niej mamy najczęściej głuchą ciszę lub jakąś audycję radiową w której gadają o meczu czy polityce - no zwyczajnie nie chce się tego pieprzenia słuchać. Kultowe utwory, których nie wycięli można policzyć na palcach jednej ręki. 2K naprawdę jest tak biedne, że nie mogło sobie pozwolić na odnowienie licencji choćby połowy z nich? Po prostu żałosne. Model jazdy jest ok, w trybie klasycznym to jest coś pomiędzy tą trudnością z oryginału, a usprawnieniem dla wygody, także nie jest źle. Słynny wyścig nawet w tym trybie był sporo łatwiejszy, ale to akurat uznaję za plus, bo to był kiedyś overkill, a tutaj też nie powiem, żeby była jakaś łatwizna, dalej miałem uczucie fajnego osiągnięcia gdy udało mi się go wygrać. Tylko nie wiem po jaką cholerę dodali tu jeszcze jakieś taranowanie pod iksem... Zupełnie niepotrzebne i kłóci się z realizmem reszty. Nowy dubbing to dla mnie hit or miss, część postaci brzmi lepiej, część gorzej. Don Salieri, Sam, czy Frank są w porządku, a Paulie czy Ralphie zupełnie mi nie podeszli, bardzo sztucznie wypadli. No i choć na aktorstwo w tym przypadku nie mogę narzekać, to na pewno powiem, że to nie jest MÓJ Tommy Angelo. W oryginale było czuć, że to zwykły, dobry człowiek, wciągnięty w gangsterski świat i ogólnie była w nim taka "dostojność" i elegancja, a ten nowy to zwykły uliczny cwaniaczek, gangster chcący się dorobić. Co samo w sobie nie jest wadą, po prostu nie jest to ta wersja postaci którą kocham. Za to bezdyskusyjną przemianę na plus przeszła Sarah, zarówno pod względem aktorskim jak i roli w fabule. Częściej się pojawia i ma swój charakter i coś do powiedzenia, nie jest już tylko losową laską z którą Tommy się przespał, zakochał i jakiś czas później ożenił. Graficznie jest całkiem ładnie, może technicznie nie ma się czym zachwycać, ale miasto jest fajnie zrobione, ma dobry klimat i więcej detali. O co oczywiście nietrudno po tylu latach rozwoju gier pod tym względem, no ale niech mają. ;) Tylko słabiej w nim czuć upływ lat w fabule, z oryginału pamiętam, że różnicę 5 lat naprawdę można było zobaczyć po tym jak lepszymi autami ludzie jeżdżą, a tutaj mam wrażenie że ciągle jest tak samo. I ogólnie jest dużo mniejsze skupienie się tutaj na zdobywaniu pojazdów i frajdy z tego. Z usprawnień muszę jeszcze wspomnieć ukrywanie się za osłonami, nieco ulepszone skradanie i dodaną możliwość przenoszenia ciał. Choć to wszystko cały czas utrudnia wspomniane już drętwe sterowanie.
Bardzo dużo narzekam, ale większość problemów jakie mam z tą grą wynika z porównywania jej z genialnym pierwowzorem, a nie z tego, że jest naprawdę zła, dlatego by być sprawiedliwym nie powiem, że to zaraz jakiś crap, choć może ze złości bym chciał. To po prostu zwykły średniak, niesiony przez nadal dobry scenariusz oryginału.