Mówi się, że do trzech razy sztuka. Potrzebowałem trzech podejść do BioShocka, żeby przejść dalej niż pierwszy etap i ostatecznie grę ukończyć.

Jako shooter, zwłaszcza, że jest starą grą, nie porywa. Gdyby w grze nie było fabuły (i wcale nie jest to, moim zdaniem, jakieś mistrzowskie dzieło) w postaci audiologów i transmisji radiowych, to na pewno bym jej nie ukończył. A tak to była przyjemna, ale mesjasz nie nadszedł.

Ogólnie przyjemna produkcja, nie powiem jednak, że obowiązkowa.

Więcej Metra, po dłuższej przerwie bardzo przyjemny powrót do gry. Dostajemy nową mapę, która przypomina mały hub z podstawki. Gra nadal stawia mocno na fabułę, a nasz protagonista (tym razem w tej roli wystąpił Sam) zyskuje głos. Dużo specyficznego humoru i KLIMAT postapokaliptycznej Rosji. Właściwie nadal jedynym minusem pozostaje dla mnie lekka drętwota w wykonaniu, ale poza tym wszystko inne to majstersztyk. Daję grubą fokę polecenia!

Bardzo mi się podobało, ale jednocześnie nie potrafię jej wystawić maksymalnej oceny na pięć gwiazdek. Tak po prostu czuję, brakuje jakiejś boskiej iskry, którą mają na przykład exy Sony. Zdarzają się techniczne glitche — od takich drobnych jak to, że coś migota, tekstura składana z dwóch, postać drży w pionie — przez irytujące jak to, że gra ucina dialogi, po poważniejsze — jak to, że czasem nie odpalają się skrypty wymagane do popchnięcia akcji do przodu i trzeba się skapnąć, że to się właśnie stało, a następnie załadować ręcznie punkt kontrolny i spróbować jeszcze raz.

Słabe jest strzelanie, zwłaszcza pod koniec gry kiedy pojawiają się kolejne fale wrogów. Gameplay w tym aspekcie jest bardzo prosty, wręcz prostacki i nieustanne „piu piu” oraz wykonywanie uników jest nudne.

Większość tych błędów i niedociągnięć jest niewielka, ale sprawia to, że Strażacy Galaktyki nie są grą AAA. Bardziej AAB. Na pewno też nie AA, od tego jest zdecydowanie lepsza.

Natomiast grafika, humor, dialogi, fabuła, różnorodność lokacji, małe zagadki, cutscenki — to górna półka gier. To wszystko jest w Guardiansach wspaniałe.

To bardzo mocny, świetny wręcz tytuł, dla mnie nawet GOTY (ale tu dużo zależy od tego w co się grało i co wyszło w danym roku), no ale jednak ogrywane w zeszłym roku TLoU 2 bym postawił wyżej. Milesa Moralesa chyba też.

W każdym razie — mocno polecam to singleplayerowe doświadczenie. Takich gier jest na rynku mało, wszyscy pchają się w open worldy, rogaliki i mikrotransakcje. Strażnicy Galaktyki to tytuł dla pojedynczego gracza, długi, bogaty w zawartość, opowiadający fajną historię postaci, które od razu można polubić i do tego długi (ponad 20 godzin!). Bardzo dobrze wydane pieniądze!

Powinno powstawać więcej takich gier nastawionych na co-operację.

Plusy:
+ bardzo przyjemny i różnorodny gameplay
+ różne biomy wprowadzające inne mechaniki
+ wymagana nieustająca kooperacja
+ bardzo ładna grafika

Minusy:
- irytujący bohaterowie, z którymi ani nie potrafiłem się utożsamić, ani ich polubić do samego końca gry

W grze jest tyle lokacji i pomysłów, że spokojnie dałoby się zrobić z tego dwie gry.

Plusy:
+ przepiękna ręcznie rysowana grafika, gra wygląda jak wysokobudżetowy film animowany
+ ładna muzyka
+ dobrze napisane i odegrane dialogi

Minusy:
- brak gry w grze, jest to w zasadzie Visual Novel, a gra jest długa
- bardzo kiepskie QTE mające tylko jeden schemat, zupełnie niepotrzebne i nic nie wnoszące do rozgrywki — domyślam się, że miało przeciwdziałać ogólnemu wrażeniu braku gameplayu, ale w praktyce nie pomaga

Ogólnie solidna i interesująca pozycja, ale gry tutaj niewiele. Można potraktować jako lekko interaktywny serial.

Świetny remake starej gry, w którą w dniu premiery grałem niewiele, więc nie jestem w stanie ocenić zmian w konstrukcji rozgrywki. Gra się broni sama, niezależnie od tego czy jest remakiem czy nie.

Fabuła bzdurna, na poziomie horroru klasy B, ale w tym wydaniu spełnia swoją rolę. Bardzo ładna grafika, przyjemne strzelanie i wybór modowalnej broni. Limitowane miejsce w ekwipunku wymusza planowanie przemieszczenia się po lokacjach do kolejnego celu i wprowadza troszeczkę niepokoju — wziąć więcej lekarstw, amunicji, broni czy przedmiotów użytkowych?

Na plus również zagadki. Kuriozalne w ramach świata przedstawionego, ale jednocześnie bardzo przyjemne i przemyślane, nie ma co ukrywać, że w grze pojawiają się po to, żeby były. To growy element, dla mnie bardzo smaczny kąsek.

Podobał mi się powrót do klasycznych i powolnych zombie w roli przeciwników. Oczywiście to nie jedyni przeciwnicy, ale stanowią większość i są podstawowym rodzajem. Same projekty przeciwników super — warto sobie po ukończeniu gry obejrzeć z bliska animowane modele w bonusach.

Grę ukończyłem przechodząc ją jeden raz Claire i chętnie za jakiś czas wrócę do kampanii Leona.

Podstawka mi się nie podobała, jestem znanym hejterem oryginalnego Spider-Crapa z PS4. ;) Moim głównym zarzutem do tamtej gry była masa śmieciowych aktywności pobocznych (pamiętam oczyszczanie smogu) oraz bardzo kiepski (subiektywnie) antagonista. Walka też mi średnio szła (jestem fanem Batmana). Całość mnie wymęczyła, chociaż ukończyłem, ale odzwierciedla to moja ocena tamtej gry.

Miałem problemy z pierwszym egzemplarzem PS5, a teraz udało mi się kupić drugi i wziąłem na tapet Moralesa nie dlatego, że miałem ochotę w niego grać, tylko dlatego, że był dobrym tytułem testowym, żeby przekonać się czy z nową konsolą jest wszystko w porządku. Nastawiłem się więc na powtórkę z „rozrywki”.

Pomyliłem się. Okazało się, że Miles Morales istotnie jest Spider-Manem, ale jest też grą mniejszą, bardziej skupioną. Gra oddaje w ręce gracza nowe moce, które bardzo przydają się w walce i czynią ją ciekawszą. Aktywności poboczne są oczywiście w dużej mierze powtarzalne, ale jest ich niewiele i generalnie robiło się je przyjemnie. Podobnie jak w Days Gone, jeżeli robienie „obozów” jest ograniczone, to mnie nie męczy.

Misje poboczne (niebieskie) były interesujące, czasem humorystyczne (kot Spider-Man) i dobrze wpasowują się w komiksową tematykę. Podczas większości czynności, czy to latanie po mieście, czy tłuczenie zbirów postaci (nie tylko Miles) prowadzą ironiczną wymianę zdań — bardzo przypomina mi to komiksy, które czytałem jako nastolatek. Nawet misja z łapaniem gołębi dla Howarda mi się tym razem podobała.

Tym razem mamy do czynienia z interesującym przeciwnikiem z realnymi motywami działania i skomplikowaną relacją z głównym bohaterem gry. Podobnie interesująca jest plejada bohaterów pobocznych — rodziny i przyjaciół Milesa.

Nowy Jork w okresie świątecznym wygląda super, grafika w tej grze urywa d…, największe wrażenie na mnie zrobił RT (odbicia nawet w karoserii samochodów czy mikrofalówce). Cutscenki były świetnie wyreżyserowane, sceny akcji i superbohaterskich pościgów po mieście były NIESAMOWITE.

Dlaczego nie maksymalna ocena? Głównie ze względu na aktywności poboczne, które tak jak napisałem są ok, ale jednak mogłoby ich nie być. Żeby mi się to w pełni podobało, to np. musiałoby być tylko dwie bazy Undergroundu, każda o innym układzie, innym celu i z inną fabułą. Czyli de facto najlepiej jakby był to wątek główny. Cóż, po prostu nie lubię repetycji.

Polecam i osobiście czekam na Spider-Man 2.

This review was written before the game released

Wrażenia z dema. Początkowo się prawie odbiłem po kwadransie, ale zacisnąłem zęby i mi się zaczęło naprawdę podobać. System walki jest interesujący, chociaż nie udało mi się ani razu świadomie skorzystać z tzw. ability combos. Nie było tego w tutorialu, opis w UI jest lakoniczny.

Gra jest BRZYDKA. Ale tak naprawdę brzydka. W trybie 60fps wszystko jest rozmazane, a w trybie 30fps klatki mocno szarpią.

Ostatecznie gra męczy. Walka, walka, walka. Eksploracja nie jest ciekawa, ponieważ lokacje są nijakie. Brakuje fabuły, bohaterowie się prawie nie odzywają, a to co mówią jest zapychaczem bez znaczenia. Bez fabuły na poziomie Final Fantasy nie będzie mi się chciało w to grać.

Bardzo ładna grafika — to wychodzi na pierwszy plan tuż po odpaleniu gry. Wręcz nie spodziewałem się takiej oprawy graficznej na Switchu.

Ta gra jest jak interaktywny serial anime, walka jest miodna przez większość czasu aż pod koniec nie wkrada się spora powtarzalność — te same sekwencje, ci sami przeciwnicy, mocny recykling.

Główna fabuła jest ok, nic odkrywczego i zaskakującego, ale na potrzeby gry akcji daje radę. Zadania poboczne natomiast to dramat. Gra popełnia największy grzech, czyli jest NUDNA. O ile walka jest super, to liniowe śledztwa i małe fedeksy dla NPCów powodowały, że nie chciało mi się grać. Ostatecznie wymiękłem i stwierdziłem, że gra jest po prostu zbyt długa, a ja się męczę z aktywnościami, na które nie mam ochoty. Grałem przez ponad 20 godzin i przeszedłem większość gry (jakieś 3/4), dlatego pozwalam sobie wystawić ocenę.

Niezły pomysł, podobało mi się jak gra na bieżąco reagowała na nasze poczynania. Jest to w gruncie rzeczy trochę nieliniowa przygodówka point & click (nawet w sterowaniu), a ja akurat lubię przygodówki. Jednakże nie dziwię się, że tyle osób się od niej odbiło, bo na trailerach tego nie widać.

Plusy:
+ pomysł
+ voice acting

Minusy:
- troszkę drewniane sterowanie i animacje (ale indyk...)
- powtarzanie niektórych sekwencji bywa lekko męczące

Nieukończona z uwagi na game breaking buga w jednej z sekwencji animusa, przeszedłem jednak większość gry. Bardzo żałuję, ponieważ mi się podobało, a bug uniemożliwił ukończenie tego tytułu.

Moja ulubiona gra z trylogii Ezio, podobała mi się znacznie bardziej niż AC II, która była nudnawa i zdaję sobie w pełni sprawę z tego, że to niepopularna opinia. Pozostaje mi powiedzieć "deal with it". :) Niestety wiele więcej nie napiszę, bo grałem w to wiele lat temu.

Od razu przyznam, że byłem na wstępie uprzedzony do tej gry ze względu na recenzje i oceny jakie zebrała. Bodajże kojarzę tylko jedną pozytywną recenzję (z serwisu TechRaptor) i która poniekąd skłoniła mnie do zakupu i dania szansy Twin Mirror.

Powiedziałbym, że jest to średniaczek. Początek (a raczej spora część) gry był rzeczywiście taki nijaki. Słowem -- nudny. W drugiej połowie gry zmienia się na chwilę miejsce akcji i w tamtym momencie podobało mi się wszystko. Ciekawsza zagadka, ciekawsze postaci, ciekawsze zadanie postawione przed głównym bohaterem. Gra nawet wizualnie wyglądała lepiej.

Właściwie wszystkie zagadki z Mind Palace, w których należy odkryć poszlaki i poukładać ciąg wydarzeń są interesujące. Podoba mi się, że można na bieżąco oglądać przebieg wydarzeń widząc jak się zmienia sytuacja w "miejscu zbrodni" (że się tak wyrażę) kiedy podmieniamy jedną lub więcej zmiennych (np. czy kierowca samochodu był trzeźwy, pijany czy nieprzytomny). Bardzo fajnie to działa. Szkoda, że jest tego tak mało i szybko się kończy.

Dla mnie jest to najsłabsza gra przygodowa w dorobku DONTNOD, z LiS nie może stawać w szranki (chyba nic nie może), a jeżeli już miałbym zrobić takie porównanie, to do moim zdaniem najsłabszego w serii Before the Storm. Nadal jednak wybrałbym BtS ze względu na Chloe i Rachel oraz nawiązania do pierwszej gry z serii Life is Strange.

W Twin Mirror zagrać można, najlepiej kupić na przecenie.

Z reguły nie wystawiam oceny grom, których nie ukończyłem, ale pozwolę sobie zrobić wyjątek, ponieważ dotarłem aż do ostatniego rozdziału (The Fated Hour).

To było moje drugie podejście do Chrono Trigger, pierwsze na emulatorze SNESa jakieś dwadzieścia lat temu albo trochę więcej. Przez dwadzieścia lat żyłem w przekonaniu, że nie ukończyłem wtedy tej gry, ponieważ generalnie nie kończyłem gier. Wydawało mi się, że się mi podobała. Teraz nie jestem już tego pewien... Grałem grubo ponad 20 godzin i tak się męczę, że odpuszczam. Zmuszam się właściwie wyłącznie z powodu tzw. sunk cost fallacy.

Plusy:
+ niezły system walki, głównie ze względu na jego dynamikę, super animacje i to, że wszystko odbywa się na tej samej mapie, po której się poruszamy
+ ładna grafika jak na tamte czasy, świetnie animowane postaci (to robi ogromne wrażenie w grze 2D w pixel arcie), podoba mi się kreska Toriyamy
+ muzyka spoko, ale mało różnorodna i niektóre często powtarzające się utwory (np akompaniament przy walce) stają się męczące

Minusy:
- niemy protagonista, z którym właściwie nie rozmawiają nawet członkowie drużyny
- muzyka spoko, ale mało różnorodna i niektóre często powtarzające się utwory (np akompaniament przy walce) stają się męczące
- byle jakie postaci, z których każdą można opisać jednym zdaniem; eklektyczna mieszanka bez ładu i składu, Ayla i Robo w jednej drużynie to dziwny pomysł
- jaskiniowcy mówiący łamaną angielszczyzną -- wolałbym już, żeby mówili normalnie.
- Fabuła, w której rzeczy po prostu się dzieją. Zawsze wiadomo gdzie iść, ale nie wiadomo po co. To pytanie wisi w powietrzu i z reguły w tej grze nie umiem na nie odpowiedzieć. Pomysł na podróże w czasie jest bardzo interesujący, jego wykonanie mi nie leży.

Dla mnie najważniejsze w grach RPG są opowiadane historie i postaci, mniej ważna jest mechanika. W przypadku Chrono Tigger słabe są oba te pierwsze elementy, drugi wręcz fatalny. Gra przestała mi się podobać odkąd pierwszy raz trafiłem do roku 2300 i generalnie im dalej, tym mniej mnie to interesowało, ale zmuszałem się do dalszego grania, bo gra miała być krótka. Nie wiem skąd wziąłem tę informację, ale byłem przekonany, że jest to gra na kilkanaście godzin, tymczasem potrzebne jest jeszcze z dziesięć godzin więcej i na tym etapie jest mi szkoda poświęcać jej jeszcze więcej czasu. Cóż, nie trafiła do mnie ta produkcja, nie jest to pierwszy taki przypadek gdy nie podoba mi się gra, która jest uznawana za arcydzieło.


Po pierwsze - nie należy się zniechęcać tutorialem, który jest kiepski i nie oddaje zupełnie tego jak wspaniałe etapy czekają nas dalej. Pierwszy raz w tę grę próbowałem grać na PS3 emulującym PS2 i odbiłem się właśnie od tutoriala. Drugi raz zagrałem w wersję Xboksową (z pierwszego Xboksa) we wstecznej na Series X i tutaj również prawie się odbiłem od gry przez tutorial, ale po krótkiej rozmowie z kolegami, którzy wielbią ten tytuł i RÓWNIEŻ się kiedyś odbili od tutoriala (sic!) postanowiłem dać grze szansę i pociągnąć ją trochę dalej. Cieszę się niezmiernie, że tak zrobiłem, ponieważ zagrałem w jedną z najciekawszych produkcji w ogóle i najlepszą grę (stan na wrzesień 2021) w tym roku. :)

Ludzie mówią, że to platformer, ale oprócz paru etapów powiedziałbym, że więcej tu action adventure i lekkiej przygodówki (wykorzystanie przedmiotów i rozmawianie z NPC). Osobiście nie przepadam za platformówkami.

Plusy:
+ sam pomysł na Psychonautów i lore gry
+ fabuła (to jest poziom filmu animowanego)
+ unikatowe i zakręcone postaci poboczne
+ udźwiękowienie - zarówno voice acting jak i muzyka, która idealnie pasuje do akcji na ekranie
+ projekty poziomów i sam pomysł na nie - tworzył to geniusz, majstersztyk
+ cutscenki (kij, że lowres w 4:3)

Minusy:
- drewniane sterowanie, trochę nieresponsywne (przynajmniej w wersji 30fps na konsolach), utrudnia niektóre sekwencje
- Mięsny Cyrk, fuck this shit! :D
- poważny bug w postaci nieotrzymywania PSI Cards za oddawanie Mental Cobwebs, zostałem okradziony z nagrody za swoje starania i miałem o kilka poziomów niższą rangę na końcu gry niż mógłbym mieć, co przekłada się na rozwój umiejętności postaci

Za sterowanie i dość poważnego buga muszę obniżyć lekko ocenę, liczę na to, że druga część gry kontynuuje genialne pomysły na gameplay, projekty lokacji i postaci przy jednoczesnym poprawieniu sterowania. Nie omijajcie Psychonautów!